Miałem ostatnio okazję zastanowić się nad tym, o co chodzi w blogowaniu finansowym. Blogerzy finansowi to taka dziwna grupa osób, które generalnie piszą o tym samym i ciężko się tu czymś wyróżnić. Pojawia się jakaś nowa promocja bankowa i zaraz albo i nie tak zaraz mamy kilkanaście wpisów pokazujących ten sam temat. Na szczęście różnimy się i (prawie) każdy ma jakiś swój styl, pomysł, jak pisać i jak to wszystko przedstawić wizualnie.
Wytrzymaj ten przydługi wstęp. Za chwilę, no może dwie, przejdę do tematu. Jeden produkt bankowy dał mi zarobić 1100 zł w ciągu 7 miesięcy bez żadnych opłat i prowizji.
Przypuszczam, że tylko część moich czytelników pamięta moment burzliwie rodzącego się w Polsce kapitalizmu na początku lat 90 XX w. Ja pamiętam i nawet trochę na tym skorzystałem. Byłem młodym chłopakiem i w zasadzie niewiele mogłem, ale widziałem wokół sporo możliwości i generalnie mnie nosiło (to pozostało do dziś).
Przeglądałem sobie wczoraj komentarze do aukcji pewnego sprzedającego na allegro. Miał trochę negatywnych komentarzy. Wiadomo, zdarza się każdemu. Może jakaś pomyłka przy wysyłce, opóźnienie itd. Ten sprzedający starał się wyjątkowo nieudolnie o zachowanie dobrej twarzy i przy każdym negatywnym komentarzu pisał jakieś swoje wyjaśnienie a na końcu dodawał formułkę „trudny klient”.
Miałem ostatnio wycieczkę po wielu bankach. Zmieniłem dowód i musiałem zaktualizować dane. A że kont mam duuuuużo, to i wycieczka była długa. Wziąłem dzień wolny i ruszyłem.
Na szczęście w Warszawie jest wszystkiego dużo. Ta zasada ma też zastosowanie w przypadku banków. Sprawdziłem, że wystarczy iść na Puławską i prawie wszystko mam w jednym miejscu. No to zaczynam – róg Puławskiej i Rakowieckiej BNP Paribas (aktualzacja danych), dalej w tym samym ciągu budynków Raiffeisen POLBANK (aktualizacja danych), parę bloków dalej BPH (aktualizacja danych, podpisanie umowy limitu w ramach konta, za co dostanę 50 zł), idę dalej – Millennium (aktualizacja danych, likwidacja konta).